Pośród tysięcy pospolitych wyrazów zdarzają się słowa szczególne, bo niemożliwe do odnalezienia w żadnym z opasłych słowników i leksykonów, funkcjonujące wyłącznie na określonym obszarze. Te lingwistyczne perełki, w których zaklęty jest zwykle jakiś fragment lokalnej historii, mają naturę kapryśną i ulotną: jedne z nich potrafią przetrwać stulecia, inne – umierają równie niespodziewanie, jak się pojawiły.
Mikołów ma również kilka takich słów – słów, których znajomość zdradza nieomylnie, że mamy do czynienia z mikołowianinem lub przynajmniej z kimś, kto był z naszym miastem blisko związany.
Śledziorz – to słowo nie jest spotykane nigdzie poza Mikołowem; by się o tym przekonać, wystarczy wpisać je w którąkolwiek z internetowych wyszukiwarek. Przy tym słowo to wiąże się nierozerwalnie z mikołowską Kamionką i w zasadzie tylko tutaj jest ono powszechnie zrozumiałe.
Rodowód wyrazu jest stosunkowo krótki. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia na północnej granicy Kamionki, przy ul. Pstrągowej, funkcjonowała duża i znana w całej okolicy wędzarnia ryb Henryka Winklera, przez miejscowych zwana popularnie „rybiarnią” lub „śledziarnią”. Teren wokół wędzarni, określany przez okolicznych mieszkańców słowem „Las”, należy administracyjnie do Katowic (Zarzecza), lecz postrzegany jest przez wielu jako „przedłużenie” Kamionki. Zresztą większość tamtejszych mieszkańców od pokoleń bardziej związana była z Kamionką niż z Zarzeczem.
W czasach PRL, szczególnie w okresie największej prosperity zakładu, poza etatowymi pracownikami w wędzarni zatrudniano też dorywczo okoliczną bohemę, której zlecano wykonywanie prostych prac fizycznych, np. podczas załadunku i wyładunku ryb. I to za ich sprawą wytworzył się z czasem na tych terenach stereotyp typowego śledziorza: brudnego i zarośniętego mężczyzny, odzianego w łachmany, cuchnącego wędzonymi rybami i alkoholem, wałęsającego się po okolicy i popijającego wszystko, co zawierało śladowe choćby ilości alkoholu – od taniego wina i piwa po denaturat i wodę brzozową.
Motyw śledziorza był przez wiele lat elementem lokalnego folkloru, spełniając przy tym ważne funkcje wychowawcze – miejscowi rodzice z upodobaniem straszyli nim niesforne pociechy i jeszcze nie tak dawno można było usłyszeć na Kamionce napomnienia: „Nie idź tam, bo cię śledziorze porwą”.
W niektórych opowieściach śledziorz zaczął wręcz funkcjonować na zasadach podobnych do utopca. Tacy „odczłowieczeni” i „ubaśniowieni” śledziorze już nie tylko napadali, porywali i wciągali do lasu, lecz także pożerali swe ofiary, gustując przeważnie w dzieciach oraz młodych dziewczętach. Jeśli wierzyć relacjom tubylców, ofiar tych były przez lata setki; aż dziw, że Kamionka jeszcze się nie wyludniła…
Cóż, proceder pożerania dzieci (a tym bardziej młodych dziewcząt!) może budzić pewien sprzeciw. Mimo to, warto zachować pamięć o śledziorzach, bo to wyjątkowo endemiczny gatunek stworów i nigdzie poza Mikołowem nie sposób ich napotkać. A i tutaj z roku na rok jest ich jakby coraz mniej…
A jeśli już mowa o słowach oryginalnych, „rdzennie mikołowskich”, warto zadumać się na moment nad nazwą jednej z dawnych dzielnic miasta – Podfarza.
Podfarze, to po prostu obszar leżący „pod farą” (fara = probostwo); obejmował on tereny na wschód od ul. Św. Wojciecha, w rejonie dzisiejszych ulic Okrzei i Kard. Wyszyńskiego. Aż do roku 1809 Podfarze było całkowicie niezależne od Mikołowa; miało własny sąd, własnego podfarskiego wójta, a jego panami dominialnymi – czyli dziedzicami – byli kolejni proboszczowie mikołowscy, co już samo w sobie stanowi historyczny ewenement.
Pod względem składniowym, nazwa ta jest bardzo typowa, analogiczna do konstrukcji: Podzamcze, Podgrodzie, Podgórze, Podlesie etc. O dziwo jednak, wszystko wskazuje na to, że występowała ona wyłącznie w Mikołowie – pomimo usilnych starań nie udało się dotąd odnaleźć ani jednego jej odpowiednika.
Wyjątkowość nazwy „Podfarze” zaintrygowała nawet samego prof. Jana Miodka; zainteresowanych odsyłam do miesięcznika „Śląsk” z czerwca 2007 roku (nr 6/2007, s. 62).
Najmłodsze pokolenia mikołowian żadnego z tych słów już nie znają. A szkoda, bo wraz z nimi umrze cząstka tego, co sprawia, że jesteśmy mikołowianami i że w najdalszym nawet zakątku świata możemy rozpoznać się już po kilku wypowiedzianych zdaniach…
Źródła drukowane: [SZD0028]
• O Śledziorzach i Podfarzu, A.A. Jojko [w:] „Gazeta Mikołowska” nr 11/2007 (200), XI 2007, s. 28.
• Śląska ojczyzna polszczyzna: O Bytomiu i Podfarzu, J. Miodek [w:] „Śląsk” nr 6/2007 (140), VI 2007, s. 62.
• Z przeszłości Mikołowa i jego okolicy, K. Prus, Katowice-Mikołów 1932, s. 77-83, 114-116, 150, 292-294 i in.