Wakacje Anno Domini 2007… I znów zapewne – jak co roku – tysiące mieszkańców i turystów zaleją mikołowski rynek i obsiądą „grającą fontannę”, wysłuchując dziesiątki razy tego samego motywu z filmu „Mission Impossible”. Jeśli jest na tym świecie jakaś sprawiedliwość, kilka dni tej kuracji powinno zagwarantować honorowe miejsce w Niebie.
Mikołowski rynek lat dziewięćdziesiątych był bez wątpienia znacznie brzydszy niż dzisiaj: szary, pusty, zaniedbany… Ale wieczorami lub w chłodne, deszczowe dni można było godzinami kontemplować tam ciszę i samotność, chłonąc atmosferę 800 lat historii tego miejsca. Dziś rynek – bez porównania ładniejszy – to najpopularniejszy w mieście deptak i latem przypomina on rozgrzebane mrowisko.
Są jednak w Mikołowie miejsca niezwykłe; miejsca, do których nie docierają nie tylko tłumy, ale nawet pojedynczy, zagubieni wędrowcy. Należy do nich, między innymi, Las Bujakowski – mikroskopijny relikt pradawnej, rozległej puszczy „Silva de Boycaw”, o której wspomina darowizna księcia opolskiego Władysława dla klasztoru OO. Cystersów w Rudach z dnia 6 marca 1268 roku.
Niełatwo tam dotrzeć – zewsząd daleko, zawsze nie po drodze… Dlatego też magicznych zakamarków tego lasu nie zna nawet wielu rodowitych mikołowian.
Już za torami, przy jednej ze śródleśnych ścieżek, stoi stary kamienny obelisk o wysokości 120 cm – pamiątka po zbrodni, którą popełniono w tym miejscu przed niemal 140 laty [GPS].
W dniu 9 września 1869 roku, w godzinach nocnych, na alei przy rewirze nr 2, z ręki skrytobójcy zginęli: bujakowski leśniczy i myśliwy Zosel oraz jego syn Adolf. Gdy następnego dnia na miejscu zbrodni odnaleziono ich ciała, okazało się, że obaj zmarli z wykrwawienia po postrzale. Ojciec miał podłożoną pod głowę raportówkę, syn zaś miał przy sobie kartkę, na której chciał coś zanotować. Jak piszą autorzy monografii Bujakowa z 1995 roku, podobno po wielu latach okazało się, iż mordercą był przyszły leśniczy o nazwisku Kubisa, który dopiero na łożu śmierci wyjawił zbrodnię, której się niegdyś dopuścił.
Na kamiennym obelisku wyryto starannie pamiątkową inskrypcję w języku niemieckim o treści:
„Hier wurde der Jäger Zosel und sein Sohn Adolf am 9 den September 1869 von Wilddieben meuchlings erschossen”.
W przekładzie na język polski napis ten brzmi:
„W tym miejscu myśliwy Zosel oraz jego syn Adolf zostali w dniu 9 września 1869 roku zbrodniczo zastrzeleni przez kłusowników”.
Tuż obok obelisku rosną dwa potężne drzewa, największe i najstarsze w promieniu kilkuset metrów. Bez wątpienia pamiętają one ową zbrodnię sprzed 140 lat lat; kto wie – może nawet zasadzono je na pamiątkę tamtego wydarzenia? Dwie ofiary – dwa drzewa…
Obaj Zoselowie pochowani zostali na cmentarzu w Bujakowie, jednak ich mogiła od dawna już nie istnieje.
A swoją drogą, niezmiernie tajemnicza jest sprawa imienia starszego z zamordowanych, bowiem rozbieżności w źródłach są w tym przypadku ogromne:
- Inskrypcja na obelisku: Imię ojca – nie podano, imię syna – Adolf.
- Notatka w „Katoliku” (25.09.1869): Imię ojca – nie podano, imię syna – Adolf.
- Notatka w „Zwiastunie Górnoszlązkim” (23.09.1869): Imię ojca – Hugo, imię syna – Adolf.
- Notatka w „Der Oberschlesische Wanderer” (14.09.1869): Imię ojca – Carl, imię syna – nie podano.
- Monografia Bujakowa (Kempa, Marek, 1995): Imię ojca – Augustyn, imię syna – Adolf.
- Monografia Bujakowa (Musioł, 1995): Imię ojca – Karol, imię syna – nie podano.
Nie jest to zresztą jedyna kwestia, w której cytowane tutaj czasopisma nie są do końca zgodne: jako miejsce okrutnej zbrodni wskazano w nich odpowiednio Bujaków, Bradę i Bełk, choć w tym akurat przypadku jest to nie tyle błąd, ile odmienne spojrzenie na przynależność tego rejonu leśnego. Na szczęście data dzienna zabójstwa jest za każdym razem dokładnie taka sama…
Teksty oryginalne:
Relacja w „Katoliku”: „Z Bujakowa. Okropne zabójstwo. W Bełkskim lesie, który się ciągnie aż do naszej wioski, już od kilku tygodni złodzieje leśni strzelali zwierzynę, co leśnego Zozla bardzo obchodziło, ponieważ nigdy nie mógł dójść kradziochów zwierzyny. Gdy 9. b. m. leśny znalazł w lesie zastrzelonego sarnika; przedsięwziął sobie czatować w lesie, aż złodzieje przyjdą po ubitą zwierzynę. Wieczornym czasem udał się do lasu w towarzystwie swego syna 19letniego, który z szkół wyższych był przyszedł na wakacye do domu rodzicielskiego. Ponieważ rana następującego nie powrócili do domu, ani syn ani ojciec, troskliwa matka kazała ich w lesie szukać, jakoż znaleziono ich w krótkim czasie, lecz – zabitych – i leżących na ziemi w krwi własnej; ojciec był strzelony w bok, syn w słabizny, tak, że mu kula i kiszki wyrwała z brzucha.
Jakże wam opisać rozpacz i boleść żony i czworga dziatek zabitego Zozla, który za służbę wierną poniósł niewinnie śmierć wraz z synem swoim. Dziedziczny pan Gemander wyznaczył 200 talarów za nagrodę dla tego człowieka, który mu pomoże odkryć zabójców. Oby Pan Bóg dał, żeby wyśledzono bezsumiennych złodziei leśnych, którzy dla marnego zysku dopuszczają się kradzieży zwierzyny a przytem zabijają sługi niewinnego, który podług sumienia i przykazania Bożego pilnował służby jemu powierzonej”.
* * *
Relacja w „Zwiastunie Górnoszlązkim”: „Bradegrube 12. Września 1869. Dnia 9. Września r.b. około godziny 8. wieczór poszli myśliwcy Adolf i Hugo Zosel (ojciec i syn) do poblizkiego lasu między Bujakowem a Bradegrubą chcąc wyśledzić lub schwytać tak zwanych złodziei leśnych, którzy zwykle o tem czasie wychodzili do lasu na kradzież drzewa i zwierzyny leśnej; lecz niestety zaledwie kilka kroków uszli, a już wystrzelono dwa razy do nich, w skutek czego ojciec Hugo Zosel zaraz Bogu ducha oddał będąc w samo serce ugodzonym, syn zaś Adolf po drugim strzale uszedł jeszcze kilkadziesiąt kroków i padł także ofiarą tej niesłychanej zbrodni. Obaj nieszczęśliwi zasługują tem bardziej na ogólne pożałowanie, bo nietylko że byli powszechnie kochani i szanowani, ale że pozostała biedna wdowa i pięcioro dziatek bez opieki i utrzymania.
Sprawców tej zbrodni jeszcze nie wyśledzono, ale ktoby był wstanie takowych sądowi donieść, ten otrzyma od Wgo. Pana Gemander właściciela dóbr z Schomberg jako wynagrodzenie 200 talarów”.
* * *
Relacja w „Der Oberschlesische Wanderer”: „Belk. Am 9. September cr. wurden der zum Wildschütz in Bujakow angestellte Jäger Carl Zosel und dessen Sohn vermuthlich von Wilddieben meuchlings erschossen. Herr Rittergutsbesitzer Gemander setzt demjenigen, der die Thäter ermittelt und solche Beweise beibringt, welche gerichtliche Strafe nach sich ziehen, eine Belohnung von 200 Thalern aus”.
Przekład na język polski: „Bełk. W dniu 9 września zatrudniony w Bujakowie myśliwy Carl Zosel oraz jego syn zostali zbrodniczo zastrzeleni, przypuszczalnie przez kłusowników. Pan Gemander, właściciel dóbr dominialnych, oferuje nagrodę w wysokości 200 talarów komukolwiek, kto wskaże sprawców oraz dostarczy dowodów, które umożliwiłyby ich sądowne ukaranie”.
Źródła drukowane: [SZD0046]
• Bujaków. Monografia historyczna gminy i parafii, L. Musioł, Katowice 1995, s. 14, 17-18.
• Dwie ofiary, dwa drzewa, A.A. Jojko [w:] „Gazeta Mikołowska” nr 07/2007 (196), VII 2007, s. 29.
• Historia miejscowości i parafii Bujaków, J. Kempa, G.B. Marek, Katowice 1995, s. 24-25.
• Locales und Provinzielles. Belk [w:] „Der Oberschlesische Wanderer” nr 109/1869 z dnia 14.09.1869, s. 1.
• Wiadomości Szlązkie. Bradegrube [w:] „Zwiastun Górnoszlązki” nr 39/1869 z dnia 23.09.1869, s. 316.
• Z Bujakowa. Okropne zabójstwo [w:] „Katolik” nr 31/1869 z dnia 25.09.1869, s. 248.