Pewien nadzorca górniczy, któremu życie wśród górników bardzo się podobało, uprosił Boga, by w swej łaskawości pozwolił jego duszy strzec ukrytych w ziemi skarbów i czuwać nad kopalniami aż do dnia sądu ostatecznego.
Bóg wysłuchał jego prośby i tak oto po śmierci nadzorca zamieszkał jako duch w kopalni. Ukazuje się górnikom pod różnymi postaciami: jako gnom, ptak, błękitny płomień, a często także jako sztygar. Potrafi ich drażnić, sprowadzać na manowce, a nieposłusznych karze – zwłaszcza tych, którzy w podziemiach kopalni gwiżdżą lub bluźnią.
Pewnego razu dwaj towarzysze mieli właśnie wyjechać po szychcie. Jeden z nich głośno gwizdał i stroił sobie żarty. Drugi ostrzegł go, lecz zuchwały młodzieniec nie przestał gwizdać i kpił sobie z ducha kopalni. Wtem otrzymał tak potężny policzek, że głowa oderwała mu się od tułowia – duch kopalni ukarał go śmiercią.
Duch chętnie prosi o ogień do swojej fajki. Górnik odmówić nie może, ale i nie wolno mu podawać go ręką. Zawieszając lampkę na trzonku kilofa, musi podsunąć ją duchowi; inaczej ten wyrwie mu ramię ze stawu.
Jeśli duch komuś sprzyja, nalewa oliwy do jego lampki tak, że ta pali się bez przerwy – dopóki górnik nie zdradzi nieopatrznie, od kogo pochodził ten dar.
Nieraz ostrzega też górników przed niebezpieczeństwem.
Pewnego razu górnik zasnął na przodku, będąc zupełnie sam. We śnie usłyszał, jak ktoś woła go po imieniu: „Wincenty, wstawaj!” Obudził się – nikogo nie było. Zasnął więc ponownie. Znów usłyszał: „Wincenty, wstawaj!” Nie zareagował i spał dalej. Po raz trzeci rozległo się: „Wincenty, wstawaj!” Wtedy zerwał się przerażony i począł szybko biec. Ledwie się oddalił, gdy w miejscu, gdzie chwilę wcześniej leżał, runęła ze straszliwym łoskotem skała. Wtedy górnik ten, który żył jeszcze przed wojną, zrozumiał, że to duch kopalni uratował mu życie, i opowiadał o tym każdemu, kto tylko zechciał go wysłuchać.
Często też duch krąży pod postacią ptaka wokół opuszczonych szybów, wabi ludzi w głąb i pozostawia ich, by się tam podusili. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy górnik z niego szydzi.
Tak stało się w roku 1869 w Murckach (Emanuelssegen), w powiecie pszczyńskim. Pewien młody sztygar wyśmiewał ducha kopalni i szydził z niego. W środku lasu, na niewielkim wzniesieniu (zwanym Kempą), znajdował się stary, zawalony szyb wentylacyjny. Tam pewnego dnia duch, który przybrał postać ptaka, zwabił nieszczęsnego młodzieńca i wciągnął go w głąb szybu. Nigdy więcej go nie widziano, ale wszyscy wiedzieli, że padł on ofiarą rozgniewanego ducha.
Przekład z języka niemieckiego: Adrian A. Jojko.
ORYGINALNA WERSJA NIEMIECKOJĘZYCZNA
Wer ist der Berggeist?
Ein Bergmeister, dem das Bergmannsleben überaus gut gefiel, erbat sich von Gott die Gnade, seiner Seele zu gestatten, daß sie die Schätze der Erde hüte und den Bergbau beaufsichtige bis zum jüngsten Tage.
Gott gewährte ihm die Bitte und so wohnt der Bergmeister als Geist in der Grube. Er erscheint den Bergleuten in verschiedenen Gestalten: als Gnom, als Vogel, als bläuliche Flamme, häufig auch als Steiger. Er neckt sie, führt sie in der Irre herum, straft die Ungehorsamen, die in der Grube pfeifen und fluchen.
Einst geschah es, daß zwei Kameraden nach der Schicht im Begriff waren, auszufahren. Der eine pfiff laut und trieb allerlei Späße. Sein Kamerad warnte ihn; doch ließ der übermütige Knappe das Pfeifen nicht und spottete über den Berggeist. Plötzlich erhielt er eine schallende Ohrfeige, die ihm den Kopf vom Rumpfe riß – der Berggeist hatte ihn getötet.
Der Berggeist fordert gern Feuer für seine Pfeife. Verweigern darf es der Bergmann nicht; doch darf er es nicht mit der Hand reichen. Er muß, am Stiele der Keilhaue hängend, ihm das brennende Lämpchen hinhalten, sonst reißt ihm der Berggeist den Arm aus.
Wem der Berggeist wohl will, dem gießt er Öl auf die Lampe, die dann immer brennt – solange der Bergmann den Spender nicht nennt.
Oft warnt er auch die Bergleute vor Gefahren.
Ein Bergmann schlief einmal vor Ort ein; er war ganz allein. Im Schlafe hörte er sich beim Namen rufen: „Vinzenz, stehe auf!“ Er erwachte – es war niemand da. Da schlief er abermals ein. Wieder rief es ihn: „Vinzenz, stehe auf!“ Er gab nichts darauf und schlief weiter. Da rief es zum dritten Male: „Vinzenz, stehe auf!“ Jetzt sprang er erschrocken auf und lief eilig davon. Er war noch nicht weit gegangen, da ging das Gestein an seinem Arbeitsplatz mit gewaltigem Getöse zu Bruch. Da wußte es der Bergmann (der vor dem Kriege noch lebte) und erzählte es jedem, der es wissen wollte, daß der Berggeist ihn gerettet hatte.
Als Vogel fliegt der Berggeist gern um verfallene Schächte, lockt die Menschen in die Tiefe und läßt sie dort ersticken. Das geschieht vornehmlich dann, wenn ein Bergmann ihn verspottet.
So geschah es im Jahre 1869 in Emanuelssegen, Kreis Pleß, einem jungen Steiger, der über den Berggeist lachte und spottete. Mitten im Walde, auf mäßiger Anhöhe (der Kempa) lag ein alter, verfallener Luftschacht. Dorthin lockte eines Tages der Berggeist, in Gestalt eines Vogels, den jungen Mann und zog ihn in den Schacht hinunter. Er ist nie wieder gesehen worden und jeder wußte es: Er war das Opfer des erzürnten Geistes geworden.
Źródła drukowane:
• Wer ist der Berggeist? (Emanuelssegen) [w:] Sagen und Märchen aus Oberschlesien, Elisabeth Grabowski, Breslau 1922, s. 14-15.