W lesie koło Panewnika (przy Katowicach) jest dużo większych i mniejszych pagórków, które podobno kryją w sobie dużo dziwów. O jednym z nich podanie głosi, co następuje:
Uboga wdowa z Ligoty musiała żywić siebie i swojego małego syna. Większa część pożywienia składała się z jagód i grzybów, których szukała w panewnickim lesie. Mały jej synek był zwykle towarzyszem w tych wędrówkach, nie miała bowiem nikogo, ktoby mógł się nim opiekować.
Pewnego razu przyszła znów do lasu. Było to około Wielkiejnocy. W tym czasie dzieje się dużo cudów na świecie.
Uboga ta kobieta spostrzegła nagle, że jeden z pagórków otworzył się, a w jego wnętrzu ujrzała ogromne masy złota i srebra. Widok ten oszołomił ją, gdyż w całem swem życiu miała zaledwie jedną złotą monetę w ręku, a tu ich tyle było, że oczy od blasku bolały.
– Żeby tak móc wziąć tyle, ile mi potrzeba – pomyślała. Tyle nacierpiała się w życiu, tyle głodowała, tyle zimy znieść musiała! Oj, skończyłaby się bieda! Gdyby tak mogła zabrać choć odrobinę tych kosztowności, które tam były! Choć trochę, troszeczkę! Nikomu nie należały, niktby przez to szkody nie poniósł.
Nieśmiało zbliżyła się, bo wciąż obawiała się, że skarby znikną z przed jej oczu jak sen. Ale nawet, gdy wstąpiła do groty, pozostało wszystko na swojem miejscu. Oj, skarbów tam było co niemiara, to też kobieta nie mogła się powstrzymać i zabrała trochę tego złota. Miała jednak przy sobie swoje dziecko, które jej bardzo przeszkadzało w tych czynnościach. Jedną ręką nie wiele mogła zagarnąć. Nieco w głębi ujrzała żerdź, jakiej wieśniacy używali do powieszenia pierzyn. Tam umieściła swe dziecko, by mieć i drugą rękę wolną.
Teraz brała obiema rękami, ile mogła.
Nagle zdawało jej się, że ściany pagórka zbliżają się ku sobie, jakby chciały zamknąć otwór. W obawie o swoje życie porzuciła zabrane złoto i uciekała, jak tylko umiała. Odetchnęła z ulgą, gdy była na wolności.
Zaledwie opuściła niegościnny pagórek, zamknęła się grota z ogromnym hukiem. Wszystko było jak przedtem. Biedna kobieta mogła myśleć, iż śniła.
Wtem wstrząsnęły nią gwałtowne dreszcze. Jej dziecko, jej kochany chłopak został w grocie. Rwała sobie włosy, obiegła kilka razy górkę, biła głową o twarde ściany, wołała imię chłopca. Milczenie! Chłopca nikt jej wrócić nie mógł.
O, jak żałowała teraz, że pozwoliła się oszołomić widokiem srebra i złota! Zrozpaczona udała się do księdza proboszcza z zapytaniem, coby miała zrobić. Ten poradził jej, by pościła, modliła się i poszła na przyszły rok w to miejsce w ten sam dzień, o tej samej godzinie. Może góra otworzy swe podwoje i wpuści ją do dziecka.
Może!
Żyła odtąd tą nadzieją. Smutny to był czas dla tej kobiety; boleść i smutek tak ją przygnębiły, że osiwiała.
Czy góra się znów otworzy? Czy odda dziecko? Czy jeszcze żyje? Wątpliwe to, bo przecież mnie przy niem niema. Tak rozmyślała wciąż. Czas dłużył jej się jak nigdy przedtem. Ciężko odpokutowała swą chciwość.
Wreszcie nadszedł dzień oczekiwany.
O tej samej godzinie udała się do lasu. Nadzieja nie zawiodła jej. Gdy zbliżała się do pagórka, otworzył się tak samo jak przed rokiem. Z bijącem sercem wstąpiła do wnętrza, gdzie ujrzała te same skarby. Tym razem jednakże ich nie pragnęła, pałrzyła tylko w stronę, gdzie zostawiła chłopca.
Okrzyk radości wyrwał jej się z piersi, gdy go ujrzała na tem samem miejscu. Porwała go w swe objęcia i pobiegła do domu. Tam dopiero uczuła się bezpieczną, ściskała i całowała chłopca.
– Ale coś ty jadł przez cały rok? – zapytała zdziwiona.
– Jadłem ten chleb i to mięso, którego piekarze i rzeźnicy, oszukując na wadze, za mało dali kupującym.
– A coś pił?
– Piłem mleko, które mleczarze zastępowali w sprzedaży wodą.
– I jak się to stało, żeś mógł cały rok usiedzieć na żerdzi?
– Podtrzymywały mnie twoje, matko, modlitwy i dobre uczynki.
Od tego czasu nie rozłączyli się nigdy. Oboje zrozumieli, że bogactwo nie daje człowiekowi szczęścia. Szczęście daje tylko uczciwe życie, chociażby w największem ubóstwie.
Pamiętając zawsze o tem, chłopak wyrósł na poczciwego człowieka. I był szczęśliwy.
Oryginalny tekst w języku polskim, bez poprawek.
Źródła drukowane:
• Zapomniane dziecko, Gerard Wydra [w:] „Młody Polak” nr 5/1934 z dnia 15.03.1934, Rocznik X, s. 78-80.

