Podania i Legendy

Diabeł w butelce

Czterej drwale żyli przez cały rok z ciężkiej pracy. Ścinali drzewa, układali je w klaftry, starannie je ustawiali i otrzymywali zapłatę w zależności od ilości wykonanej pracy. Nie było tego dużo – ledwo wystarczało na przeżycie.

„Gdybym nie miał tej chałupy,” powiedział Walek z Mikołowa, „nie wiem, jak poradziłbym sobie z żoną i dzieckiem.”

„Tak,” przytaknął mu Tomek, który był wysoki i silny, „to ciężkie życie.”

„A codziennie modliłem się do świętej Anastazji, aż kolana sobie otarłem,” zawołał Walek ponownie.

Pozostali skinęli głowami, spokojnie ćmiąc tytoń; tylko Tomek parsknął głośnym śmiechem i stwierdził: „Widać nie trafiłeś do właściwych drzwi – a próbowałeś już z Czarnym?”

„Cicho bądź!” zakrzyknęli z lękiem pozostali.

Znów poczęli machać siekierami; cios za ciosem trafiał w drzewo. Pot spływał drwalom z czoła. Pracowali tak przez godzinę, gorliwie i w milczeniu. Nagle Tomek rzucił siekierę: „Nie będę już pracował – niech teraz diabeł robi to za mnie.”

Ledwie zdążył to powiedzieć, drzewo trzasnęło i runęło z hukiem na ziemię. Drwale szybko odskoczyli, zaś Tomek ujrzał wiszącą w gałęziach drzewa butelkę. Wziął ją do ręki. Była to niewielka, zielona buteleczka, a w jej wnętrzu siedziała mała istotka, która uśmiechała się i pełzała w tę i we w tę, kiwając przy tym głową.

„Ależ to dziwne,” powiedział Tomek i wyjął korek. Wówczas stworek wyskoczył z butelki, po czym rósł i rósł – prawie do wysokości najwyższych drzew w lesie. Przerażeni drwale przeżegnali się: wystraszyli się przerażającej postaci i szybko uciekli.

Lecz Tomek śmiał się głośno, obserwując jak diabeł – bo był to diabeł – łamał drzewo za drzewem. Wszędzie wokół leżały leśne olbrzymy. O, było tam drewna co niemiara!

Tomek liczył już po cichu, jak łatwy i wielki będzie jego zarobek, jeśli całe to drewno potnie i ułoży.

Wtem jednak zadrżał od stóp do głów: śmiejąc się przeraźliwie, diabeł chwycił go za czuprynę i cisnął nim pod powalone drzewa.

Gdy następnego dnia drwale dotarli na swoje zwykłe miejsce pracy, las leżał powalony na ziemi, a pod ciężkimi pniami spoczywał ich towarzysz, martwy, ze zmatowiałymi oczyma.

Zamówili więc mszę w jego intencji i modlili się o zbawienie jego duszy.

Przekład z języka niemieckiego: Adrian A. Jojko.


ORYGINALNA WERSJA NIEMIECKOJĘZYCZNA


Der Teufel in der Flasche

Vier Holzhauer lebten jahraus, jahrein von ihrer schweren Arbeit. Sie fällten Bäume, klafterten sie, stellten die Klaftern sorglich auf und empfingen den Lohn je nach der Menge, die sie schafften. Viel war es nicht, es reichte kaum zum Leben.

„Wenn ich das Häusel nicht hätte”, sagte der Wallek aus Nikolai, „ich wüßt’ nicht, wie ich durchkommen sollte mit meiner Frau und dem Kind.”

„Ja”, meinte Tomek, der groß und stark war, „es ist ein schweres Leben.”

„Und ich hab’ doch alle Tage zur heiligen Anastasia gebetet, hab’ mir die Knie wund gerutscht”, rief der Wallek wieder.

Die anderen nickten ihm zu, während sie ihren Knaster rauchten; nur Tomek lachte grell auf und rief: „Du bist eben nicht vor die rechte Tür gegangen – hast du’s schon mal mit dem Schwarzen versucht?”

„Sei still!” riefen die anderen erschrocken.

Wieder schwangen sie die Axt; Hieb auf Hieb traf den Baum. Der Schweiß rann den Holzern von der Stirn. So arbeiteten sie eine Stunde emsig und schweigend. Plötzlich warf Tomek die Axt fort: „Ich mach’ nicht mehr mit – mag der Teufel meine Arbeit tun.”

Kaum hatte er das gesagt, da krachte und splitterte der Baum, fiel mit Getöse zu Boden. Die Holzer sprangen rasch zur Seite; Tomek aber sah in den Zweigen des Baumes ein Fläschchen hängen. Er nahm es an sich. Es war ein kleines, grünes Fläschchen, darin saß ein winziges Männlein, lächelte, krabbelte hin und her, nickte mit dem Kopf.

„Wie seltsam”, sagte Tomek und riß den Pfropfen heraus. Da sprang das Männlein aus der Flasche heraus, wuchs und wuchs – fast so hoch wie die Bäume im Walde. Die bestürzten Klafterschläger bekreuzten sich: sie waren voll Furcht vor der schrecklichen Gestalt und liefen davon.

Tomek aber lachte. Er sah, wie der Teufel – denn der war es – Baum um Baum zerbrach. Bald lagen die Riesen des Waldes überall herum. Ach, da gab es Holz über Holz!

Tomek rechnete im Stillen nach, wie leicht und groß der Verdienst für ihn war, wenn er all das Holz zerklafterte.

Auf einmal aber erbebte er an allen Gliedern: Mit furchtbarem Lachen packte der Teufel ihn am Haarschopf und schleuderte ihn unter die gefällten Stämme.

Als am anderen Tage die Holzfäller zur gewohnten Stätte kamen, lag der Wald zersplittert am Boden und unter der Last der Stämme der Kamerad, tot, mit verglasten Augen.

Da ließen sie eine Messe für ihn lesen und beteten für sein Seelenheil.


Źródła drukowane:

• Der Teufel in der Flasche [w:] Sagen und Märchen aus Oberschlesien, Elisabeth Grabowski, Breslau 1922, s. 24-25.