Tak pod Wielganoc, osobliwie we Wielgim Tygodniu, idzie znojść miejsca, kaj w ziemi leżą ukryte skarby, bo nad tymi miejscami unoszą się jakieś światełka. Jest to „utoplec”, kiery „wachuje” nad jakimiś skarbami.
U nos na Śląsku znane sóm dwa takie miejsca, na kierych utoplec poli (pali, czyli w ogniu oczyszcza) swoje podziemne skarby: jedno mo być we Wodzisławiu w pow. rybnickim, a drugie w Panewniku pod Katowicami zarozki nad Kłodnicą kole mostu, przez kiery idzie sie do Świętochłowic.
Kieregoś razu dwóch formanów z Ligoty przez las panewnicki wiozło do Świętochłowic drzewo. Po drodze noc ich zaskoczyła i do tego dyszc loł jak z konewki. Fórmani poczli labjydzieć: „Kibych my już choć do mostu na Kłodnicy dojechali!” Nogle pokozoł sie im „utoplec” w postaci małego ognika i pokazował im prawo (prawdziwą) droga, ale cóż – koniki ule chciały iść dalij, aże sie fórmani spomiarkowali, że to utoplec chce ich sprowadzić na zło droga.
I tak tyż było, jak nazajutrz spomiarkowali, bo by byli wjechali prosto do wezbranej rzyki, kiby się bez noc na miejscu ale byli zatrzymali.
Oryginalny tekst stylizowany na dialekt śląski, bez poprawek.
Przypisy:
Powyższa opowieść, opublikowana w 1937 roku w gazecie „Siedem Groszy”, stanowiła skróconą i stylizowaną na dialekt śląski adaptację starszego, niemieckojęzycznego tekstu zatytułowanego Der Wassermann als Schatzhüter. Oryginalna wersja tej opowieści ukazała się w książce Elisabeth Grabowski Sagen und Märchen aus Oberschlesien, wydanej w 1922 roku. W niniejszym opracowaniu można się z nią zapoznać TUTAJ.
Źródła drukowane:
• Gawęda Tomka Buczały: „Utoplec” jako stróż skarbu [w:] „Siedem Groszy” nr 73/1937 z dnia 14.03.1937 roku, s. 8.

