Kole roku 1835, to jest już więcej niż sto lot tymu, niejaki Wolny, kiery był dość zamożnym gospodorzem w Ligocie, opedzioł sławnymu polskimu rechtorowi Lompie (porówn. manuskrypt Lompy z r. 1846 w archiwum magistratu miasta Wrocławia) i inkszym panom tako historya:
„Na miejscu, kaj terazki stoi moja chałupa i inksze zabudowania, przed wiekami stoł bogaty klasztor zakonnic, a mateczka (ksieni) tych zakonnic pochodziyła z książęcego rodu. Ta princessa była sławno nie jeno ze swej urody, ale tyż z wielgij dobroci serca i ofiarności [d]lo bliźnich. Jedyn wielgi książa chcioł sie ś nią ożynić, ale cóż — księżniczka kozała mu pedzieć, że nie złómie zakonnych ślubów i że do śmierci w klosztorze Krystusową oblubienicą pozostanie.
Uparty książa jednak kierejś nocy z kupą zbrojnych pachołków napod na klasztor, aby gwałtem porwać ksienię. Ale panna — bo tak padómy na Śląsku na zakonnice — i wszystkie jej siostry zakonne, zebrawszy prędko wszystkie wertniejsze rzecy ze skarbca klosztornego, uciekły do pobliskiego lasa, zwanego Szadokiem, stamtąd zaś do pobliskiej Polski, podczas gdy rozgniewany książę zburzył klosztor do szczętu.”
Łoskludzając o tym Lompie i inkszym gościom, zapewnioł Wolny, że wszyjscy inkszi ligoczanie tak samo godają, i że musioł tu kiedyś być jakiś klasztor, bo przy orce i inkszych robotach cięgiem natryfio sie w ziemi na jakieś stare mury i roztomaite rupiecie.
Potym Wolny zaprowadził gościa za dom ku jakijś starej studni i padoł: „Ta studnia wdycki, nawet w nojsuchsze lata, mjywo śwjyżo i zdrowo woda. W tej to studni zakonnice, kiedy musiały uciekać, zatopjyły część skarbów, kierych nie mogli unieść, bo było tego za wiela. Możno jo, abo potomkowie moi kiedyś bydziemy mieli to szczęście, że te skarby wydostaniemy i sławnymi sie staniemy, bo tako godka między nami chodzi, i kto wie…”
Stary zamyślył sie na chwila, a potem, pokazując na jakiś mały bajor, tako niby kałuża, pedzioł: „Widzi pan, tu musiała stać wieża kościoła klasztornego, bo jakiś dzik wyrył tu przed wiekami zwon, kiery terazki wisi w kościele w Przyszowicach w powiecie rybnickim. A już som dźwięk tego zwonu dowodzi, że wyryła go ze ziemi świnia, gdy bowiem myńsze zwony wołają: „świnia ryła — wyryła”, to duży zwón, wyryty ze ziemi przez dzika, głosi rubym głosem: „wieprz rył — wyrył…”
Oryginalny tekst stylizowany na dialekt śląski, bez poprawek.
Źródła drukowane:
• Gawęda Tomka Buczały: Zatopiony klasztor w Ligocie [w:] „Siedem Groszy” nr 73/1937 z dnia 14.03.1937 roku, s. 8.


